Smile i AMM - Backstreet boys - Ja kocham pierogi 10-lecie Ani Mru Mru - 2009r. Urodzinowy Strzał w Dychę
W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Urodzinowy Strzał w Dychę: Kabaret Neonówka :
Plik Block Style 1.asl na koncie użytkownika bojo_20 • folder Photoshop Layers • Data dodania: 13 wrz 2012
Wstęp, po pierwszym skeczu, zapowiedź Kabaretu Moralnego Niepokoju 10-lecie Ani Mru Mru - 2009r. Urodzinowy Strzał w Dychę
Przeciętny kibic ekstraklasy wśród głównych problemów tej ligi na pewno wskazałby niedobór ofensywnych środkowych pomocników, którzy potrafiliby umiejętnie pokierować zespołem. Polskie rozgrywki za długo miały twarz filmiku z Piotrem Świerczewskim, kiedy ten nakazywał grę „na chaos”, zbyt często trenerzy – też z braku laku – lubowali się w taktyce lagi na bałagan
W Słodkim Bazaarze sądzimy, że niemożliwe jest, by urodziny odbyły się bez tortu. Przede wszystkim te dziecięce! Cukrowe, ręcznie robione figurki przedstawiające ulubionych bohaterów kreskówek, urokliwe zwierzątka oraz inne, miłe dla oka elementy dekoracyjne sprawiają, że nasze torty urodzinowe dla dzieci stają się prawdziwym
Kabaret Ani Mru Mru -Urodzinowy strzał w dychę cz.2. LolaWinter. 42:11. Kabaret Ani Mru-Mru - Czern czy biel 2011 cz.1. Miasto. 47:23.
bxxng. Ten urodzinowy tekst ma nr 1499. Przetrwaliśmy pięć lat, i nie zamierzamy na tym poprzestać. By nasze poprzednie teksty (łącznie 1498) nie zostały zapomniane, postanowiliśmy wyszczególnić najlepszy materiał z każdego roku. Pięciu nas jest, pięć lat mieszamy w branży i wyszczególniliśmy po pięć tekstów (Maciek się wyłamał i rzucił więcej linków, ale on jest dziwny). Jedziemy: Marcin Wandzel2013 – Derby (4). Arsenal – Tottenham Hotspur. Londyn, jeżeli chodzi o miasta, które odwiedziłem, spodobał się mi najbardziej. No a mecz Kanonierów z Kogutami to moje ulubione derby. 2014 – Przystanek Bundesliga (3). Henryk Bałuszyński. Jestem na bakier z wiedzą na temat Bundesligi. Paweł Król w swoim lakonicznym stylu (sam mam problem z tym, że piszę zbyt rozwlekle) przypomina mi różne postacie z nią związane. Czasem nie pamiętam twarzy opisywanych przez niego zawodników, czasem nawet nazwisk. Wybrałem tekst o śp. Balu, przedwcześnie zmarłym, jednym z moich ulubionych zawodników w historii Górnika Zabrze. 2015 – Mecz według Żewłakowa. Polscy komentatorzy i eksperci to temat rzeka… I, niestety, zazwyczaj – cytując klasyka – „dramat”. Tym razem nie wytrzymał Grzesiek Ziarkowski, słuchając mojego imiennika. Choć sam jestem w stanie wymienić dwudziestu bardziej irytujących typów niż zasłużony pracownik TVP, doskonale Kolegę rozumiem. 2016 – Wędrówki ze ślimakiem. Praga. Lekka żenada wrzucać coś swojego, ale z sentymentem wspominam tamte wakacje. Na stare lata dopiero po raz pierwszy odwiedziłem stolicę Czech i postanowiłem się podzielić tym wstrząsającym wydarzeniem. 2017 – Retro. Norwich City – Everton 0:1. Division One. Słoma to najlepsze – przepraszam za wyrażenie – pióro na Slow Foot. Te nadęte gwiazdy – Rudzki, Stec i inni – mogą mu… Nie będę się wyrażał przy urodzinach. Zawsze ciekawie, na luzie, z wieloma fajnymi fotami i rozkminami. Gdyby Lechia grała tak, jak Maciek pisze… może dałoby się ją oglądać (śmiech). Paweł Król2013 – Dzisiaj IV liga, kiedyś Mistrz i Wicemistrz Polski. 2014 – W dokumencie: pokolenie nietuzinkowych piłkarzy, odkrytych przezManchester United i samego Sir Aleksa Fergusona. 2015 – Gościnna wizyta w naszym cyklu. W elegancki sposób i z przymrużeniem okao pewnej rywalizacji. 2016 – Mecz obfitujący w zwroty akcji, a dodatkowym smaczkiem tło tamtychczasów. 2017 – Kto powiedział, że mecz towarzyski to nie mecz… Grzegorz Ziarkowski2013 – Temat ciekawy, szerzej nieznany, wart zgłębienia nie tylko w kontekście aktualnej sytuacji politycznej. 2014 – Kolejna ciekawa historia, której próżno szukać w mainstreamowych portalach futbolowych… 2015 – Miała być zwyczajna wyprawa na mecz polskiej ekstraklasy. Ale gdy ma się obok zwariowanego na punkcie polskiej piłki Nenada Stokovicia… 2016 – Niewiele rzeczy mnie zachęciło do wizyty w stolicy Serbii, tak jak ten tekst. Ciągle się wybieram, w tym roku powinienem być naprawdę blisko. 2017 – Jedna z najbardziej niesamowitych historii jakie wryły mi się w pamięć z lat szczenięcych przypomniana przez Michała Flisa. Maciej SłomińskiOstatni w alfabecie jest Grzesiu Ziarkowski dlatego zgodnie z mym przekornym charakterem od niego zacznę. Jest mistrzem zapowiedzi, podsumowań, lubię jego retro twórczość szczególnie na temat Widzewa (mecz z reprezentacją Rosji, WTF?), ale paradoksalnie wyróżnię klęskę RTS ze śląskimi Cidrami, lubimy jak mały bije dużego i całą rodzinę jego – KLIK. Muszę przyznać, że jak Janusz Basałaj jestem zwolennikiem ciętego, kaczego za przeproszeniem pióra Marcina Wandzela (Wandzla?), ale ciężko wyróżnić jeden z kawałków złośliwie wytykających warsztatowe braki prowadzącym programy TV, a wężykiem podkreślam kawałek globtroterski o Budapeszcie, który również i mnie natchnął do odwiedzenia tego super miasta w zeszłym roku – Marcinem lepiej mieć dobre układy, bo hotel w którym on bez trudu uzyskał spaniem, w czasie mojego pobytu był kompletnie niedostępny. Być może dlatego, że gdy ja byłem z ferajną odbywał się jakiś mega festiwal pod kryptonimem „Boroki-seler-por”. Marcin był również w Pradze, z którą wiąże się kawałek z którego jestem chyba najbardziej dumny – KLIK – dzięki któremu sporo czasu spędziłem w wirtualnych archiwach Rudego za przeproszeniem Prava. Były tam jeszcze jakieś historie o ostatnim golu Bońka w karierze, o tym jak Finowie z Lahti pobili Zenit Leningrad albo jak norweski komentator zza grobu wzywał Winstona Churchilla, ale to ogólnie znane tematy, szkoda strzępić sobie język. O najstarszych już było, więc pora na naszego oseska, Dariusza. Okej to oczywiście żarty, Darek to stary koń, ostatnio urodziła mu się córka Ania (co to za imię dziwne?) i będzie mieć mniej czasu na doglądanie swych derbowych, AMP-futbolowych i rankingowych dzieci. I dobrze, jak mawiał Paweł Zarzeczny, dużo czytajcie, będziecie mieli mniej czasu na pisanie. Żarty na bok, rankingi i cykle fajna rzecz, ale trzeba mieć dobrą pamięć. Darek ma, bo nigdy nie zapomina zabrać wlepek na wyjazd (ja zapominam zawsze), wężykiem podkreślam jego kawałek o najbardziej niedocenianym turystycznie mieście Bałkanów, Europy, ba, kto wie, może i kuli ziemskiej – KLIK. Trzeba się jakoś wybrać znów, kto wie może jakiś zjazd SF zrobić (nie chodzi o science fiction). Drugie miejsce w darkowej twórczości przypada wywiadowi z Henrykiem Kasperczakiem, również dlatego, że na zdjęciu jest nasz mentor, mistrz i duchowy patron Roman Hurkowski – KLIK. Niemców nienawidzę od dziecka i mam trochę dzieci, dlatego podobał mi się kawałek Pawła Króla o Kubie na mundialu 1938 (aż szkoda, że mogę wyróżnić tylko jeden, przez co pomijam Kirin Cup i rzecz o halowych rozrywkach Bundesligi) oraz z wypiekami śledzę jego twórczość na tematy teutońskie, ale wyróżniam ten niesamowity kawałek – piłka połączona z niszowymi podróżami, 3 x tak! 100 LAT DLA SLOWFOOT! Dariusz Kimla2013 – Najlepszy mundial, do którego mam ogromny sentyment – Argentina, Maradona, Pique, Popularne, wata cukrowa itd. Urodzeni w latach 70. kumają o co chodzi… 2014 – Żaden z polskich dziennikarzyn nie potrafi tak profesjonalnie zapowiedzieć meczu/drużyny/zawodnika. Pismaki którzy korzystają z zapowiedzi Grzegorza Ziarkowskiego mogliby chociaż wspomnieć skąd czerpali wiedzę… 2015 – Trzy lata temu wyraziłem swoje zdanie w komentarzu pod tą sztuką i go nie zmieniam! 2016 – Pominięty w mediach (bo w cieniu Euro) Copa America. Paweł pamiętał i wyskrobał krótko o pierwszym tym turnieju, rozgrywanym poza Ameryką Płd. 2017 – Wandzela (Wandzla?) 😉 świetnie się czyta i zazwyczaj pisze o filmach i swojej ukochanej Barcelonie, tym razem jednak opisał mecz Chorley FC – Fleetwood Town FC. Strzał w dychę! *** Dziękujemy Wszystkim za te pięć lat. Bądźcie z nami nadal. Redakcja *** Autorką obrazków jest siedmioletnia Zuzia Kimla.
Kabaret Wyjście Ewakuacyjne - Walka bokserska | Slodziaczek | Podoba mi się Nie podoba mi się 2204 Brak opisu
Każdy związek ma jakieś swoje tajemnice. Jak to mawiał mój znajomy – jedni chodzą na smyczy wieczorami a drudzy robią sobie na głowie dwie studenckie kitki. My co prawda nie mamy tego typu fantazji, ale kto wie, co czas pokaże ;-) Podobno im dalej w las, tym bywa w związkach ciekawiej, bo ludzi pcha w odważne rewiry i odkrywają w sobie nowe fetysze jednocześnie przestając traktować temat seksu „biblijnie”, że tak to ujmę. Pisząc to raczej nie mam na myśli tematów poligamicznych, bo to zupełnie nie uderza w moje klawisze. Bardziej chodzi mi o urozmaicenia, które nie przekraczają żadnych barier, a są tylko pewnego rodzaju smaczkiem. Miłym dodatkiem, który działa na wyobraźnię. Ja nigdy tych „smaczków” nie potrzebowałam, ale pół roku temu przechodząc obok jednego z krakowskich sexshopów i jednocześnie szukając pomysłu na prezent dla mojego Męża, pomyślałam zupełnie spontanicznie, że wejdę do środka i obczaję ofertę. Tak jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przekraczając próg sklepu erotycznego nie nastąpiło żadne „bum”, jak to niektórym może się wydawać. Ja nie należę do osób wstydliwych w tej materii. Po pobycie w Anglii i moich wojażach po Europie, gdzie tego typu sklepy są rozmieszczone często w ładnych kamienicach a powierzchnią nie przypominają piwnicznej groty a ekskluzywny salon, trochę się na początku rozczarowałam. Ten sklep co prawda nie był klitką, ale zdecydowanie gabarytowo przypominał raczej sklepik typu żabka a nie powierzchniowy market ;-) No nic. Pierwsze wrażenie było średnie, ale dalej było już tylko lepiej. Powiedziałam dwóm miłym paniom, czego szukam. Uśmiechnęły się i podeszły do tematu zadaniowo, najpierw próbując zbadać, czy jestem grzeczną panią, która szuka z wypiekami na twarzy tylko lubrykantu, czy może jestem jakimś hardcorem ;-) Ja byłam gdzieś pośrodku. Szukałam bielizny, którą obczaiłam kiedyś przez przypadek w internecie i innych dodatków, które posłużyłyby mi za urodzinowy prezent. Mój wzrok zatrzymał się na skórzanych kajdankach, czarnym skórzanym pejczu i jeszcze kilku innych przedmiotach. Jednak ten pejcz i kajdanki to był strzał w dychę. Wiedziałam, że trochę nimi mojego M. przestraszę :D Wszak to miał to być prezent niekoniecznie stricte praktyczny. Miał też za zadanie zaskoczyć ;-) I tak też się stało. Minionego lata mój małżonek dostał na urodziny cały wór gadżetów. Widziałam w jego oczach błysk, dlatego tym bardziej byłam zadowolona z siebie, że nie poszłam po linii najmniejszego oporu kupując mu setny śrubokręt albo portfel, a wykorzystałam element zaskoczenia. Pejcz i kajdanki schowałam do jednej z niedostępnych szuflad, tak aby były z dala od dzieciaków ;-) Przezorny rodzic małych szperających dzieci zawsze ubezpieczony. Pewnie zapytacie, jak się nam sprawdziły pejcz i kajdanki po pół roku użytkowania i w czym nam pomogły. No cóż. Właśnie się zorientowałam, że w szufladzie, w której wczoraj kazałam grzebać sąsiadowi chcącemu pożyczyć od nas pompkę do roweru, znajdował się tylko ten pejcz i kajdanki. Swoją drogą nówki sztuki nieśmigane, bo tak „dobrze” schowane :D – Magda, ale tutaj nie ma pompki do roweru. – krzyknął sąsiad z końca mieszkania. – Jak to nie ma?! Szukaj dobrze, a znajdziesz! – powiedziałam nieświadoma, że skórzany pejcz i kajdanki dumnie leżały na samym wierzchu, o czym przekonałam się dzisiaj :D – Jak mówię, że nie ma, to nie ma. – dodał i wyszedł z domu. Tego typu gadżety jak widać pomagają utrzymać dobre stosunki z sąsiadami :D Tak czy siak, teraz już wiem, dlaczego sąsiad wychodząc od nas z domu dodał, że jutro przyjdzie jeszcze raz, pożyczyć leżaczek-bujaczek dla wnuka i jeszcze parę innych dupereli :D
Kabaret Dno - Twoja Twarz Brzmi Znajomo | Slodziaczek | Podoba mi się Nie podoba mi się 2497 Brak opisu
wakacyjna wyprawa - Rumunia Zbiórka u mnie w sobotę (29-tego) - wyjazd o 7,00 Rowery i bagaż dostarczamy w piątek od do 21. (kartony na przekładki mam), zaopatrzyć się w prowiant na drogę, na obiad gdzieś wstąpimy po drodze. Czeka nas długa podróż busem, ale potem przez dwa tygodnie rower, Dunaj i wybrzeże Morza Czarnego. Wracamy 13 sierpnia. Do zobaczenia na kolejnych niedzielnych wycieczkach, ale to dopiero w drugiej połowie sierpnia. Ranczo pod Bocianem Kolejne Kuchenne Rewolucje za nami. No nażreć to się było można, ale po kolei. Zapowiadali burze, ale co tam, jedziemy! Miejscówka zarezerwowana to w drogę. Zaraz po starcie zaczęło padać, ale niegroźnie i bez paniki, chwila i przeszło, a dalej już przepiękna pogoda. A że do Przypek, na Ranczo niedaleko pojechaliśmy okrężną drogą. Frekwencja dopisała, 28 wygłodniałych sztuk. Na Ranczo przeżyliśmy dwa razy szok. Pierwszy po dotarciu porcji na stół. Wszystkich nie będę opisywał, ale największe powodzenia miały polędwiczki w sosie grzybowym, ale polędwiczka, grzybeczek zdałoby się coś do tego, frytki, surówki, kopytka - no tego już było za wiele, ale jakoś poszło, ja swoje kopytki oddałem. Drugi szok gdy zwiedzaliśmy Ranczo, mosty, mosteczki, stawy, stawiki, ogromne grilownie, pole golfowe, park linowy, Chata Rybaka, Modrzewiowy Dwór, miejsce jak z bajki. Z powrotem trochę na wyścigi, już krótszą trasą, nakręciliśmy 56 km. A burza to się rozpętała jak już byliśmy w domu, a domowy obiad niedzielny zostawiamy na poniedziałek. Zapraszam do galerii zdjęć. (już działa) zdążyliśmy przed ... patrz zdjęcie Odjazdowy Biblitekarz No może tak strasznie odjazdowy nie był, w sumie niewiele osób i kilometrów, ale miło i przyjemnie. Wystartowaliśmy z pod Biblioteki w Milanówku, odwiedziliśmy Bibliotekę w Podkowie i ponownie wróciliśmy do Milanówka. Fajna trasa (no cóż sam ją wymyśliłem, to musiała być fajna), jechała z nami Pani Burtmistrz, i małe dzieci również. Dziękuję tym z STR, którzy wsparli ten rajd. W Podkowiańskiej Bibliotece obejrzeliśmy wystawę ekslibrisów, był mały piknik i czytanie książki (oczywiście o Milanówku) a na koniec w Bibliotece Milanowskiej każdy otrzymał książkę. sobota z bilbilotekę, niedziela ze smakiem 22 lipca sobota (przeniesiony rajd) z Biblioteką Miejską - spotykamy się pod MCK godz. 10,30 - Odjazdowy Bibliotekarz rusza z pod Biblioteki w Milanówku do Biblioteki w Podkowie Leśnej, Zakończenie w Milanówku na Zielonym Dołku. Zapraszam!!! 23 lipca (niedziela) z cyklu "Kuchenne Rewolucje" odwiedzimy - Ranczo pod Bocianem w Przypkach k/ Tarczyna - dystans ok 50 km - trasa szosowo-terenowa. (Obiad we własnym zakresie) - miejsce zarezerwowane. Start pod MCK godz. 10,00 Strzał w dychę - X-lecie Cyklisty Na urodziny do Cyklisty Włocławek w większości dojechaliśmy na kołach. Milanówek - Gołaszewo 140 km. Fajna trasa (za wyjątkiem Sochaczewa), pogoda ok. lecz wiaterek z przodu, ale po drodze pyszny obiadek w Gostyninie, pałac w Sannikach i niesamowity pomnik Chopina (nasi wielcy Polacy będą się przewijać jeszcze nie raz). Tuż przed Gołaszewem- bazą zlotową, wstąpiliśmy do Kowala, miasta w którym się urodził Kazimierz Wielki. No i urodziny - Strzał w dychę (dotarli również ci co to samochodem) i zabawa była przednia. Następnego dnia rajd urodzinowy, już nie tak długi, do Brześcia Kujawskiego (tam podobno urodził się Władysław Łokietek, podobno ale weźmy to dosadnie) - pomnik stoi. W Brześciu zwiedziliśmy też kościół Św. Stanisława Biskupa, z przepięknym sufitem, wielokrotnie modernizowany, ale pochodzący jeszcze z czasów Kazimierza Wielkiego, następnie ratusz w którym poznaliśmy historię Brześcia (jakąś niezyndetyfikowaną parę pod szkłem) i wieżę, (z kawałami po trasie - to tak dla wtajemniczonych). Powrót na bazę i dla chętnych wycieczka nad Wisłę. Potem obiad i konkursy (w których oczywiście nam nie poszło, pech? o pechu to może powiedzieć Roman z Sochaczewa, na pierwszej zabawie partnerka w tańcu trafiła go łokciem i stracił jedynkę, na drugiej miał wywrotkę i szyli mu czoło- nasi ocaleli i bawili się świetnie). Wspaniała rowerowa integracja, nowi znajomi, stare znajomości odkurzone. I brawo Cyklista, jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego i dziękujemy za zaproszenie. Ale niestety wszystko się kończy, na kołach do domu pojechało tylko dwóch (Ludwik i Andrzej). Większość rowerem do Kutna a tak wspaniałą trasę zafundował nam Kuba z Cyklisty- dzięki Kuba, w Kłóbce zwiedziliśmy skansen i dwór (a że było niewiele czasu to skansen zwiedzali Ci od chłopów, a szlachta poszła do dworu - i tu też wspomnienie o Chopinie, gdyż właścicielką dworu była Maria Wodzińska z Orpiszewskich, narzeczona Chopina). Wróciliśmy cali, zdrowi i uśmiechnięci (bez ubytków i szwów), Maniuś się trochę zgubił z powrotem, ale się odnalazł. I co, i więcej takich wyjazdów. Dystans całkowity 280 km (dla dwóch więcej, dla niektórych mniej). I rowerowo, i zabawowo, po prostu klawo! I zapraszam do galerii zdjęć. Jest i parę filmików. wyjazd do Gołaszewa Startujemy 14 lipca (piątek) pod MCK Milanówek - dystans km Milanówek - Sochaczew - Gostynin - Kowal - Gołaszewo. (bagaż zabiera Julian - dostarczyć do mnie w czwartek do W pogoni za historią Długo nie musieliśmy gonić, niespełna 50 km, ale byliśmy we Lwowie, na kresach, na północy Rosji, w Kazachstanie, Persji, Libanie, Anglii i pod Milanówkiem, jeszcze w Grodzisku na Willowej. Ale żeby tam dotrzeć, trzeba było nie lada sztuki, trasa jak przez Syberię, ale daliśmy radę. Muzeum Lwowa i Kresów to dwór w Kuklówce Zarzecznej zbudowany przez właścicieli taki sam jak mieli ich dziadkowie pod Lwowem. W środku muzeum, wspomnienia z kresów i mnóstwo, mnóstwo pamiątek. Warto tam zajrzeć podaję link na stronę tutaj a motto nad wejściem do dworu brzmi; " Bóg stworzył Człowieka, Człowiek Rodzinę, Rodzina Ojczyznę, Jam Dwór Polski co strzeże tego mężnie..." No ale zwieńczeniem naszej wycieczki było nie lada spotkanie. Z Panią Zytą, która opowiedziała swoją historię. Pod Lwowem mieszkała przed wojną, w czasie wojny wywieziona wraz z rodziną na północ Rosji do Archangielska, następnie przeszła z Armią Andersa szlak od Kazachstanu przez Persję, Liban i zamieszkała w Anglii. Od niedawna mieszka znowu w Polsce, w Milanówku, dzięki czemu poznaliśmy Jej historię. Spotkanie zaaranżował Janusz, w ogrodzie swojej córki, ale co tam Janusz, spięty chodził cały poprzedzający tydzień przed tą wizytą, dzwonił do mnie codziennie, jak to ma być, a zaangażował całą swoją rodzinę, włącznie z wnuczkami i chyba przeszedł sam siebie. Dziękujemy gospodarzom - Dorotce i Markowi, przy grilu, na klawiszach, nie codziennie się zdarza, kawał historii a przy okazji, urodziny jednego z wnuczków Janusza z udziałem całego STR (a licznego dzisiaj - 32 rowery) - Dziękujemy. w Galerii mnóstwo zdjęć, zapraszam. zmiana w najbliższą niedzielę Miała być wycieczka nad zalew żyrardowski - niestety nieczynny, trwa modernizacja. Wobec tego zwiedzimy Muzeum Lwowa i Kresów w Biniszewicach (5 lat temu kilka osób tam było) i będzie to tematyczne powiązanie z tym co nas czeka na koniec wycieczki. Na zakończenie niedzielnej wyprawy zaprasza Janusz, gdzie przy grilu i fortepianie wysłuchamy opowieści Zyty, która mieszkała przed wojną pod Lwowem, wywieziona na północ Rosji, a następnie z Armią Andersa przez Kazachstan, Persję Liban trafiła do Anglii, obecnie mieszka w Milanówku. Trasa szosowo-terenowa - dystans ok. 50 km. Start pod MCK Bunkier w Konewce Tak jakoś dziwnie brzmi bunkier w Konewce, a jednak jest w Konewce bunkier, raczej mega bunkier - schron dla niemieckich pociągów pancernych, olbrzymia inwestycja ok 60 tys ton betonu, stali nie pamiętam, i choć to zbudowano, żadem pociąg nigdy tam nie wjechał. Za to wjechał STR Milanówek, z niewielkimi klubami ze Skierniewic i Mszczonowa (miast potężniejszych) ale rozwojowych, dacie radę. Dziękujemy za wspólną wycieczkę, a zwłaszcza Robertowi - głównemu organizatorowi. A sama wycieczka - trasa ok, nawet ok2 (tzn kwadrat, ta dwójka za duża mi wyszła). W sumie 119 kilometrów na rowerze (tych na motorach nie liczę, choć były i takowe). Trochę się zeszło, ze Skierniewic wracaliśmy dopiero o 20,16 pociągiem, ale daliśmy radę, choć wiatyr w powrotnej trasie nam nie sprzyjał, nie sprzyjał ? mało powiedziane ale hak mu w smak, by nie napisać gorzej. Konewka - z całą pewnością miejsce godne polecenia, przejście w samotności pewnie dużo mniej ciekawe, ale z przewodnikiem to inna bajka, omówione ekspozycje, ciekawostki i przejście kanałem podziemnym i to wszystko w konewce, Konewce !!! A było i tak, rano lało, jak z konewki, jedziemy czy nie, dzwoniono - JEDZIEMY -padała odpowiedź! I dobrze, ( w konewce zabrakło wody) a Skierniewice to wprawdzie nie Afryka, ale pogoda była super, bez kropli deszczu, tylko ten cholerny wiatyr na powrocie. A że początek lata, to i letnie nagrody były. Galeria zdjęć da więcej niż te parę słów. w tekście. W miejsce Żyrardowa teraz wpisałem Skierniewice (no cóż nie znam ani rowerzystów ze Skierniewic ani z Żyrardowa, a dowiedziałem się od głównego organizatora, że pojedzie z nami grupa Żyrardowska) komentarz wyprowadził z błędu, choć anonim)
urodzinowy strzał w dychę